niedziela, 30 stycznia 2011

candance bushnell - seks w wielkim mieście

zwykle stronię od tzw.o singlowych laskach, które po wielu perypetiach znajdują tego jedynego, który buduje im dom na wsi, robi dziecko i kupuje psa a na koniec żyją długo i szczęśliwie. to jak z harlekinami, historia ta sama, zmieniają się tylko dekoracje. po seks w wielkim mieście zabrałam się, bo oglądałam serial (podobno) na jej podstawie i znalazłam go zabawnym, czego o literackim pierwowzorze powiedzieć nie mogę. nie jest on również pocieszajką, co jest chyba jego jedyną zaletą. chaotyczne historie o ludziach zajmujących się jedynie imprezowaniem i spaniem z innymi podobnymi ludźmi, bez puenty (nie chodzi mi o brak zabawnej puenty tylko jakiejkolwiek). bohaterowie się mieszają, nie złapałam kto jest kim, a ich problemy wydają mi się wymyślone. może to dlatego, że nie jestem bogatą młoda mieszkanką manhattanu polującą na męża a w międzyczasie pijącą, palącą i wciągającą oraz sypiającą z niewłaściwymi osobami. wszyscy opisani ludzie są niemili, odnoszą się pogardliwie do reszty świata i dziwą się że nikt ich nie lubi, są samotni i nie potrafią ułożyć sobie życia w jakikolwiek sposób. zmęczyła mnie ta książka zupełnie nie poprawiając humoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz