wtorek, 20 grudnia 2011

mój dzień w ksiażkach

zwykle nie bawię się w jakieś łańcuszki pytania do czy blogowe zabawy, ale jak zobaczyłam tą u Lirael to mnie wciągnęło. wersja do wypełnienia tytułami książek przeczytanych w 2011 roku wygląda tak:

Zaczęłam dzień (z) _____. W drodze do pracy zobaczyłam _____ i przeszłam obok _____,
żeby uniknąć _____ , ale oczywiście zatrzymałam się przy _____. W biurze szef powiedział: _____ i zlecił mi zbadanie _____. W czasie obiadu z _____ zauważyłam _____ pod _____ . Potem wróciłam do swojego biurka _____. Następnie, w drodze do domu, kupiłam _____ ponieważ mam _____. Przygotowując się do snu, wzięłam _____
i uczyłam się _____, zanim powiedziałam dobranoc _____ .

a oto moja:

Zaczęłam dzień lotem nad kukułczym gniazdem. W drodze do pracy zobaczyłam śmierć bunnego munro i przeszłam obok dr strangelove, żeby uniknąć łups!, ale oczywiście zatrzymałam się przy regale ostatnich tchnień. W biurze szef powiedział jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie i zlecił mi zbadanie upadku sombrera. W czasie obiadu z grafem zero zauważyłam włóczęgów dharmy pod śniegiem. Potem wróciłam do swojego biurka w big sur. Następnie, w drodze do domu, kupiłam orchideę ponieważ mam pogrzebane zwierciadło. Przygotowując się do snu, wzięłam ośmiościan i uczyłam się o dzikości serca, zanim powiedziałam dobranoc ludziom jak bogowie.

:)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

nick cave - śmierć bunnego munro

i znów miało być zabawnie a było obrzydliwie. dałam się zwieść okładkowej pochwale napisanej przez pana od trainspottingu i porno i tylko się zestresowałam. główny bohater to cham i prostak uważający się za najwspanialszego człowieka na świecie, na dodatek uzależniony od seksu, każdą napotkaną kobietę ocenia pod kątem nadawania się do przelecenia. jego żona popełnia samobójstwo, on zupełnie nie rozumie dlaczego, stresuje się tym że musi zająć się synem (a zupełnie nie potrafi) i tym że ma wizje żony podczas uprawiania seksu z innymi kobietami. śmierć bunnego jest zapowiedziana w tytule, bardzo na nią czekałam, doczekałam się ale się nie usatysfakcjonowałam. nie podobało mi się i tyle, nie chcę więcej myśleć o tej książce.

piątek, 9 grudnia 2011

bohumil hrabal - obsługiwałem angielskiego króla

\nalazłam przypadkiem w jednym z zakurzonych numerów literatury na świecie razem z innymi tekstami, jednak tylko ten jest w całości. przy okazji chciałam zwrócić Państwa uwagę na okładkę, która jest po prostu piękna (zresztą tak jak i inne okładki tego czasopisma (?)). Ale do rzeczy. główny bohater opisuje swoje życie, od bycia czternastoletnim pikolakiem w restauracji, przez kolejne szczeble kariery hotelarskiej i niezbyt sympatyczne wzbogacenie się na ii wojnie światowej aż do przymusowej pracy przy utrzymaniu drogi gdzieś na zadupiu za komunistycznej czechosłowacji. bohater zmienia się wraz z sytuacją w której przyszło mu żyć. na początku imponują mu przedsiębiorcy a raczej ich majątek, stara się więc za wszelką cenę zarobić pieniądze wykorzystując je następnie w lokalnym domu publicznym. później dochodzi do wniosku, że można pieniądze wykorzystać inaczej, kupić własny hotel i zostać przyjętym do kręgu bogatych ludzi. piękne dziewczęta, a raczej panienki jak są nazywane w książce, przewijają się jednak wciąż na jej kartach i w kolejnych miejscach pracy bohatera. po wybuchu wojny zakochuje się on w niemce przez co traci szacunek otoczenia a zyskuje przyszłościowo zrabowane znaczki pocztowe, za które po wojnie jest w stanie kupić sobie hotel. później jako milioner jest internowany i bardzo dobrze bawi się z innymi internowanymi milionerami i pilnującymi ich milicjantami, aż w końcu trafia na koniec świata, z daleka od ludzi gdzie podczas ciężkiej pracy dopadają go zaduma nad życiem, ludźmi i upływającym czasem.
książka zabawna (szczególnie opisy "więzienia" dla milionerów) ale też refleksyjna, zwracająca uwagę na szczegóły i piękno świata pod każdą postacią (także dobrego obiadu czy pięknej laseczki) i mimo smutnych momentów w sumie pozytywna. nie wiem czy to takie hrabalowe, czy ogólnie czeskie (bo wydaje mi się że np w śmierci pięknych saren też to można znaleźć, niedługo to zweryfikuję :)), taka umiejętność melancholijnego a jednocześnie radosnego i wdzięcznego spojrzenia na świat, który bywa różny ale zawsze piękny.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

orhan pamuk - stambuł. wspomnienia i miasto

kolejne spotkanie z panem pamukiem, poprzednie śniegowe nie pozostawiło zbyt miłych wspomnień, tym razem jednak było inaczej. nie ma tu żadnej akcji, książka jest jednocześnie opisem rodzinnego miasta pana autora i jego wyrywkowymi wspomnieniami. żaden z niej przewodnik ani autobiografia, jak ją opisują w recenzjach (nie należy wierzyć recenzjom, często chyba piszą je ludzie którzy nie przeczytali książki :P), to bardziej zestaw esejów czasem podchodzących pod felietony, których tematem jest stambuł, jego mieszkańcy, życie codzienne i odświętne, widziane przez pryzmat pamukowego dzieciństwa i młodości. czytać można o fascynacji samym miastem jak i jego zachodnimi opisami, malarstwem i zdjęciami. fotografia to też ważny temat, w ogóle tekst jest ilustrowany klimatycznymi zdjęciami stambułu w różnych okresach. pamuk pisze też o zderzeniu kultur (to chyba standard w przypadku stykania się europy i azjii), o życiu w ruinach wielkiego imperium i takiej trochę beznadziei/melancholii związanej z poczuciem minionej świetności. bo teraz wszędzie tylko beton ;). wątek "autobiograficzny" sprowadza się głównie do "jak zostałem pisarzem". reszta to subiektywne wrażenia i w zasadzie to taka książka o niczym ale wciąga i każe mi jechać do stambułu.

piątek, 2 grudnia 2011

philip roth - kompleks portnoya

zanim dopadłam portnoya, ciągle napotykałam się na niego w różnych miejscach, gdzie pisano że zabawny i obrazoburczy. jako że bardzo lubię takie połączenie, z radością zauważyłam że w bibliotece portnoya nikt nie chce i leży i czeka na mnie. teraz już wiem dlaczego leżał w kurzu, zawiodłam się straszliwie. nie żebym specjalnie szukała skandalu w moich lekturach, ale mam prawo mieć pewne oczekiwania jeśli książka posiada jednoznaczną opinię, która powstałą chyba zaraz po jej wydaniu (1969), a teraz oburzać się mogą jedynie pewne kręgi (silnie tradycyjne polskie, religijni fanatycy itp :P). opowieść głównego bohatera kręci się wokół seksu i masturbacji oraz związanych z nimi poczucia winy i poniżenia, ale takie rzeczy jakoś mnie specjalnie nie ruszają (wychowali mnie min henry miller i palachniuk :P więc coś musi być naprawdę mocne żebym poczuła się oburzona/poruszona/zniesmaczona). Najbardziej obrzydliwe wydało mi się ciągłe jęczenie głównego bohatera, bo książka to jego monolog u psychoterapeuty. Biedaczek nie może sobie poradzić ze swoim życiem z powodu silnie kastrującej matki i opresyjnie drobnomieszczańskiego domu rodzinnego, powodujących u niego ciągłe poczucie winy z powodu każdej życiowej przyjemności. rozumiem że ktoś może mieć problemy i niskie poczucie własnej wartości, ale bezproduktywne jęczenie o tym przez całą książkę to przesada.
zniosłabym to wszystko, gdyby tylko zabawność książki nie została tak bardzo przeceniona przez przedczytaczy. żarty o masturbacji i ojcowym zatwardzeniu po prostu do mnie nie trafiły (i nie chodzi tu o wyrafinowane poczucie humoru, bo na przykład chamskiego i bezsensownie wulgarnego wilqa uwielbiam). nie wiem czy to kwestia chwilowej ułomności poczucia humoru czy może fakt że opisywane środowisko jest zbyt odległe od mojego i brak podobnych do portnoyowych doświadczeń powoduje że nie reaguję na nie terapeutycznym śmiechem. Wszystko to wydało mi się bardzo smutne: problemy bohatera, ograniczenia jakie ma w głowie, jego chora rodzina i jego narzekania. A może to tylko listopad (tak tak spóźniona notka), słoneczny i ciepły ale jednak.
oddam tutaj :)