piątek, 28 maja 2010

etgar keret - tęskniąc za kissingerem

uwielbiam kereta i ta książka nie stanowi wyjątku. 49 króciutkich opowiadań, każde zaskakujące a do tego zabawne lub smutne. moimi typami są opowiadania surrealistyczne: ciężka wichura (o wichurze która zaczyna kumplować się z ludźmi), sztuczka z kapeluszem i abram kadabram (iluzjoniści z problemami) czy jaja dinozaura (o tym skąd biorą się noworodki). są jeszcze opowiadania z dziecięcego punktu widzenia, anegdotki i melancholijne kawałki o samotności.
trudno tą książkę jakoś krótko opisać bo każda część jest inna ale można je czytać w kółko. tzn ja mogłabym :P

czwartek, 27 maja 2010

italo calvino - baron drzewołaz

osiemnasty wiek gdzieś na włoskim wybrzeżu. 12 letni cosimo baronowy syn kłóci się z ojcem i wchodzi na drzewo postanawiając już nigdy nie schodzić na ziemię. na początku rodzina zła a później już tylko niespokojna próbuje go ściągnąć z powrotem, w końcu jednak się godzi z sytuacją cosimo jest bowiem uparty jak osiołek (lub też konsekwentny - na jedno wychodzi). żyje więc na drzewie, kumpluje się z wioskowymi łobuziakami kradnącymi owoce, pomaga ludziom w przycinaniu drzew i poznaje leśnych mieszkańców: wyrzutków społecznych, węglarzy i bandytów. z jednym się nawet zaprzyjaźnia i pożycza mu książki, co go niestety zaprowadza na szubienicę (bandytę nie cosimo) bo zaczytany wypada z rozbójniczej wprawy. po śmierci ojca bohater zostaje baronem nadrzewnym, dużo czyta, zostaje republikaninem i koresponduje z uczonymi i filozofami z całej europy. pojawia się również wątek romansowy, wszystko to opisane w bardzo zabawny sposób a w tle przewijają się niezwykłe drugoplanowe postacie. zwariowana siostra przyrządzająca posiłki ze wszystkiego co się rusza (obrzydliwa scena ze ślimakami) i polująca na szczury w celach kulinarnych, matka - córka generała - sama przejawiająca generalskie zapędy, ojciec z przerostem ambicji dążący bezskutecznie do tytułu diuka czy też zapleśniali francuscy żołnierze. pośród nich cosimo najpierw zbuntowany, później pragnący zrobić coś dla ludzi i świata, na końcu niestety zrezygnowany bo ludzie są beznadziejni i uważają go za wariata.
bardzo mi się podobało i niedługo biorę się za kolejnego calvino.
i jeszcze cytat: książki są jak ptaki: smutnieją kiedy je trzymać nieruchomo w klatce.

wtorek, 25 maja 2010

j d salinger - wyżej podnieście strop, cieśle. seymour: wstęp

polowałam na buszującego w zbożu dopadłam tą książeczkę zawierającą dwa opowiadania. w pierwszym brat narratora buddy ucieka sprzed ołtarza a narrator wskakuje do samochodu z weselnikami. niby nic a jakie zabawne i na dodatek refleksyjne. drugie opowiadanie związane jest z pierwszym postacią seymoura (uciekinier ślubny). buddy jest już w wieku średnim, natomiast jego brat popełnił samobójstwo kilka dobrych lat wcześniej. opowiadanie to pełen dygresji opis seymoura, luźne nie do końca powiązane ze sobą historyjki i anegdotki przeplatane strumieniem świadomości. trudno było mi się na początku skupić ale przeczytałam i podobało mi się bardzo. mimo że temat mało pozytywny to klimat książki wcale nie jest smutny a wprost przeciwnie pojawiają się również momenty zabawne. nie wiem dlaczego skojarzyło mi się to z włóczęgami dharmy może chodzi o lata 50 albo o lekko buddyjską atmosferę.wyżej podnieście strop, cieśle. seymour: wstęp razem z pastwiskami niebieskimi wyluzowały mnie :)

john steinbeck - pastwiska niebieskie

zbiór opowiadań o mieszkańcach pewnego kalifornijskiego miasteczka a raczej wioski - pastwisk niebieskich właśnie - położonych w pięknej dolinie. każde opowiadanie mówi o kimś innym ale w tle pojawiają się bohaterowie innych fragmentów (podobnie jak w opowiadaniach pani montgomery o avonlea). mimo że historie są raczej mało wesołe (panu który marzy o założeniu dynastii płonie dom, dwie siostry prowadzące restaurację i z wdzięczności oddające się klientom - broń boże nie za pieniądze - zmuszone są wyjechać do miasta i zostać kobietami zepsutymi, młodej nauczycielce nie udaje się uciec przed smutną przeszłością itp) to książka nastawiła mnie pozytywnie do świata. muszę dodać że jest jednocześnie dosyć zabawna. no i tak to po prostu w życiu bywa że zawsze coś się schrzani należy się więc wyluzować. bez napinki :P.

czwartek, 13 maja 2010

neil gaiman - amerykańscy bogowie

strasznie zakręcona książka, pojawia się w niej stado bohaterów przez co trudno było mi się skupić (podobne uczucie co przy pratchettach o niewidocznym uniwersytecie). otóż główny bohater cień wychodzi z więzienia i myśli ze najgorsze już za nim, ma zamiar ułożyć sobie życie z żoną i spokojnie uprawiać swój ogródek z dala od kłopotów. niestety żona ginie w wypadku samochodowym, a na drodze cienia pojawia się stado dziwnych osobników wplątujących go w niezłą aferę. tajemnicze indywidua to różnego rodzaju boskie istoty (odyn, loki, horus) i bohaterowie legend i opowieści, przywleczeni na amerykańską ziemię przez kolejne pokolenia ludzi przybywających do nowego świata. całe to tałatajstwo miota się bo do przeżycia potrzebują wiary ludzkiej, a ludzie wyznają teraz innych bogów (kasa, media i nowe technologie :P). między nowym i starym rodzi się konflikt a cień znajduje się w samym środku. pojawia się też zagadka kryminalna.
gaiman miesza religie i mity i polewa je zabawnym sosem. niestety jestem chyba za mało wyedukowana żeby odkryć wszystkie nawiązania do mitologi i religii (mitologii słowiańskiej na przykład i japońskiej to w ogóle nie kojarzę. aż wstyd), mimo to jednak książka mnie powaliła i chcę własny egzemplarz :). będę się uczyć.

wtorek, 11 maja 2010

ernesto che guevara - the motorcycle diares

czytałam po angielsku i było ciężko nie powiem. che miał skłonność do zdań wielokrotnie złożonych (hmm muszę przyznać że mam podobnie) i stosowania dziwnych przymiotników więc zdarzyły mi się fragmenty nie do końca zrozumiałe. tzn. sens wszystkiego pojęłam, problem ze słówkami. ale mimo wszystko bardzo mi się podobało, książka jest ciekawa, bo ernesto z kumplem postanowili pojechać z argentyńskiej cordoby do caracas w wenezueli. motocyklem przez chile, peru, zahaczając o brazylię i kolumbię. motocykl zepsuł im się gdzieś w chilijskich andach resztę drogi przebyli więc trochę piechota trochę stopem a pod koniec tratwą oraz samolotami. nie mieli za dużo kasy więc sępili jedzenie i spanie od napotkanych ludzi, wciskali się do szpitali (jako studenci medycyny) i na posterunki policji. zwiedzali muzea i kolonie dla trędowatych a także kopalnię miedzi gdzieś na pustyni w chile. wszystko to che opisuje dość ironicznym językiem jednocześnie zwracając uwagę na problemy społeczne spotykane w poszczególnych krajach, temat ten jednak nie dominuje w książce, bo ernesto nie był jeszcze wtedy komunistycznym rewolucjonistą tylko studenciakiem chcącym za niewielką kasę zobaczyć trochę świata i przeżyć kawałek przygody :). pisał głównie o próbach łapania stopa i zdobywania jedzenia, opisywał miasta przez które przejeżdżali, napotkane zabytki i zwiedzane szpitale. przy okazji pisał też o marnej sytuację górników chilijskich pracujących za śmieszne pieniądze w beznadziejnych warunkach i o praktycznie nie istniejącej służbie zdrowia w peru, ale są to wątki poboczne. wydaje mi się jednak że podróż ta miała duży wpływ na niego bo później zamiast zostać lekarzem pojechał z fidelem na kubę.
było już przez afrykę, che pisał o ameryce południowej, brakuje mi tylko azji (w wysokich obcasach był artykuł o pani halinie bujakowskiej która w latach 30 jechała z mężem motocyklem z polski do szanghaju, pisała dzienniki, niestety nie wydane) i ameryki północnej. szukam :)

wtorek, 4 maja 2010

kazimierz nowak - rowerem i pieszo przez czarny ląd

książka niestety nie jest moja - przyszła do mnie pocztą z dalekiego konina i muszę ją oddać. już tytuł mówi czego można spodziewać się w środku: opisu hardkorowej pięcioletniej wyprawy przez afrykę, którą pan nowak odbył w latach trzydziestych głównie rowerem, ale też pieszo, koniem, wielbłądem i łodzią. przedsięwzięcie to wydaje się teraz szalone (w dobie gpsów, telefonów satelitarnych i internetu, który można spotkać również w zapadłych afrykańskich dziurach) szczególnie że ludzie podróżują przez dwa tygodnie, głównie wygodnymi samochodami z przewodnikiem i zorganizowaną wycieczką, i już można się pochwalić znajomym że było się w dzikim kraju i przeżyło niebezpieczne przygody. w tamtych czasach zresztą było podobnie - można było jechać na safari ze stadem służby i wieszać trofea na ścianach europejskich pałaców (jak pan potocki chyba z łańcuta), lub szpanować superluksusową łodzią po nilu. na nowaka patrzono jak na świra, który na pięć lat porzuca zdobycze cywilizacji i rusza w zasadzie bez pieniędzy na totalne zadupie gdzie brud, smród i choroby tropikalne. dodatkowymi problemami były dzikie zwierzęta, dzicy ludzie, zabójcza pogoda (nowak spał pod namiotem i w zimne pustynne noce i w powodziowej dżungli) oraz kolonialna biurokracja. mimo to wyprawa zakończyła się sukcesem a jej owocem jest ta powalająca książka, złożona z listów do rodziny i znajomych oraz tekstów pisanych do gazet. można w niej znaleźć opisy fascynującej przyrody afrykańskiej, obyczajów ludzi spotkanych przez autora po drodze ale również bardzo silną krytykę kolonializmu. nowak widział z bliska jaką biedę i degenerację przywlekli ze sobą koloniści, którzy pod pretekstem cywilizowania afryki próbowali wyciskać z niej jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, wysiedlając mieszkańców z terenów pełnych bogactw naturalnych, wyzyskując miejscowych pracowników płacąc im marne grosze, wciskając im jednocześnie chłam z dalekiego wschodu w postaci koralików i innego badziewia. niewiele się zresztą zmieniło, rządy wprawdzie afryka sprawuje sama, ale korporacje nadal się tam rozpychają niewiele robiąc sobie z ludzi. no i badziewie pochodzi z chin a nie jak w latach 30 z japonii.
uff ale się rozpisałam, książka naprawdę ruszyła mnie, lenia podejrzliwie nastawionego do świata i wysiłku, i natchnęła czymś w rodzaju życiowego entuzjazmu, mimo że autor zmarł chyba 2 lata po powrocie do polski, czego pośrednią przyczyną było wycieńczenie organizmu wyprawą i chorobami tropikalnymi.
a i zdjęcia są super.