wtorek, 4 maja 2010

kazimierz nowak - rowerem i pieszo przez czarny ląd

książka niestety nie jest moja - przyszła do mnie pocztą z dalekiego konina i muszę ją oddać. już tytuł mówi czego można spodziewać się w środku: opisu hardkorowej pięcioletniej wyprawy przez afrykę, którą pan nowak odbył w latach trzydziestych głównie rowerem, ale też pieszo, koniem, wielbłądem i łodzią. przedsięwzięcie to wydaje się teraz szalone (w dobie gpsów, telefonów satelitarnych i internetu, który można spotkać również w zapadłych afrykańskich dziurach) szczególnie że ludzie podróżują przez dwa tygodnie, głównie wygodnymi samochodami z przewodnikiem i zorganizowaną wycieczką, i już można się pochwalić znajomym że było się w dzikim kraju i przeżyło niebezpieczne przygody. w tamtych czasach zresztą było podobnie - można było jechać na safari ze stadem służby i wieszać trofea na ścianach europejskich pałaców (jak pan potocki chyba z łańcuta), lub szpanować superluksusową łodzią po nilu. na nowaka patrzono jak na świra, który na pięć lat porzuca zdobycze cywilizacji i rusza w zasadzie bez pieniędzy na totalne zadupie gdzie brud, smród i choroby tropikalne. dodatkowymi problemami były dzikie zwierzęta, dzicy ludzie, zabójcza pogoda (nowak spał pod namiotem i w zimne pustynne noce i w powodziowej dżungli) oraz kolonialna biurokracja. mimo to wyprawa zakończyła się sukcesem a jej owocem jest ta powalająca książka, złożona z listów do rodziny i znajomych oraz tekstów pisanych do gazet. można w niej znaleźć opisy fascynującej przyrody afrykańskiej, obyczajów ludzi spotkanych przez autora po drodze ale również bardzo silną krytykę kolonializmu. nowak widział z bliska jaką biedę i degenerację przywlekli ze sobą koloniści, którzy pod pretekstem cywilizowania afryki próbowali wyciskać z niej jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, wysiedlając mieszkańców z terenów pełnych bogactw naturalnych, wyzyskując miejscowych pracowników płacąc im marne grosze, wciskając im jednocześnie chłam z dalekiego wschodu w postaci koralików i innego badziewia. niewiele się zresztą zmieniło, rządy wprawdzie afryka sprawuje sama, ale korporacje nadal się tam rozpychają niewiele robiąc sobie z ludzi. no i badziewie pochodzi z chin a nie jak w latach 30 z japonii.
uff ale się rozpisałam, książka naprawdę ruszyła mnie, lenia podejrzliwie nastawionego do świata i wysiłku, i natchnęła czymś w rodzaju życiowego entuzjazmu, mimo że autor zmarł chyba 2 lata po powrocie do polski, czego pośrednią przyczyną było wycieńczenie organizmu wyprawą i chorobami tropikalnymi.
a i zdjęcia są super.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz