piątek, 28 października 2011

kingsley amis - alteracja

zabrałam się za tą książkę (książeczkę w porównaniu z poprzednimi) bo przeczytałam gdzieś że to klasyka steampunka. no i hmm niby technologia alternatywna do naszej opartej na prądzie ale punka to tam nie widzę. lata 70 alternatywnego XX wieku, drugie średniowiecze, europą rządzi papież, jego wysłannicy są wszędzie, wyższe sfery mówią po łacinie a kobiety nie mają nic do gadania. głównym bohaterem jest hubert, mały chłopiec uczący się w katolickiej szkole z internatem, bardzo zdolny muzycznie. pięknie śpiewa i na dodatek komponuje (zapisuje muzykę co ją w głowie słyszy). jego talent zwraca uwagę wielu ludzi, w tym papieża, który lubi mieć u siebie w watykanie wszystko co najlepsze, postanawia więc że chłopiec ma zostać alterowany (wykastrowany) i otrzymać miejsce w prestiżowym rzymskim chórze. dużo tu rozterek moralnych, nie tylko huberta ale również jego pobożnego ojca, zmartwionej matki, nauczyciela kompozycji czy dyrektora szkoły. szczęście osobiste (a przynajmniej coś co się nim wydaje) kontra obowiązek wobec boga, a przynajmniej kościoła, a do tego dochodzi jeszcze przeznaczenie (przez które może bóg wyraża swe życzenia). opresyjne społeczeństwo i ogólnie niezbyt przyjemna atmosfera dogmatycznej europy trochę mnie zmęczyła. sądzę też że można by bardziej wykorzystać wątek sposobów zarządzania europejskimi zasobami ludzkimi przez papieża, w stylu: hmm grozi nam przeludnienie, jak się okazało kontrolowane zarazy są zbyt skomplikowane, trzeba wrócić do starych sprawdzonych sposobów świętej wojny z niewiernymi.

czwartek, 20 października 2011

vladimir nabokov - ada albo żar

wypożyczenie książki o 800 stronach w twardej okładce aby ją czytać w drodze do pracy było bardzo mądrym pomysłem i mój kręgosłup ciągle mi dziękuje. szczególnie że ada jest dość skomplikowana, ma długie zdania i bardzo dużo odwołań, aluzji i symboli i nie da się jej pochłonąć w jeden wieczór. historia jest dość prosta, młodzi kuzynowie, ada (12 lat) i van (14 lat) wdają się w romans pewnego lata w arkadyjskiej wiejskiej posiadłości jej rodziców. spotykają się potajemnie w zakamarkach wielkiego domu i rozległej posiadłości oddając się erotycznym zabawom. zapoczątkowana tak miłość rozwija się przez całe ich życie, i nie dość że niezbyt prosta i bez szans na akceptację z zewnątrz, komplikuje się dodatkowo gdy okazuje się że kuzynowie są naprawdę rodzeństwem, a do tego w vanie zaczyna kochać się ich wspólna młodsza przyrodnia siostra. temat skandalizujący, ale trochę umyka w zalewie skomplikowanych zdań pełnych erudycji i nawiązań do klasyki powieści. jako że jestem słaba w tym temacie i nie ogarnęłam większości, za to skupiłam się na zabawnej i (tu zaskoczenie) fantastycznej stronie ady. bo akcja dzieje się na planecie podobnej do ziemi, której historia potoczyła się jednak inaczej, inny jest podział geopolityczny i inne technologie są stosowane, na przykład nie używa się prądu elektrycznego a nawet jest on tabu i raczej się o nim nie rozmawia (co dziwne teraz czytam inną książkę i również występuje w niej niechęć do elektryki). narrator prowadzi także dywagacje na temat czasu i przestrzeni, tego jednak zupełnie nie pojęłam (powinnam się chyba przerzucić na jakieś mniej wymagające lektury, mózg w porannym, autobusie nie działa jak powinien).
w każdym razie jeśli ktoś lubi grube książki i długie zdania to polecam, ale mimo erotycznego wątku nie należy się specjalnie napalać na pikantne sceny no i dobrze znać francuski, bo bohaterowie jako osoby wykształcone często używają tego języka.

piątek, 14 października 2011

henry david thoreau - walden czyli życie w lesie

niby klasyka, a dotarłam nad walden od innej strony tzn przez pana kerouaca, mojego ulubionego ostatnio pisarza. fragmenty włóczęgów dharmy i big sur opisujące siedzenie w samotności na zadupiu są silnie inspirowane thoreau i nikt tego nie ukrywał (szczególnie pan autor). a po tym jak przypomniałam sobie że mam bibliotekę z możliwością zamawiania książek przez neta pod nosem, upolowałam tam waldena (a może złowiłam bardziej, bo to staw). no więc klasyka klasyką, ale może nie każdy wie o co chodzi, pan thoreau żył sobie w xix wieku, był poetą (nie tylko pisał wiersze ale przede wszystkim starał się żyć poezją), pisarzem i filozofem. pewnego razu wpadł na pomysł żeby zamieszkać sobie w lesie, nad stawem walden, we własnoręcznie wybudowanym domu, ograniczyć konieczną pracę do minimum i żyć sobie w prostocie i spokoju. jak pomyślał tak zrobił, dwa lata mieszkał w drewnianej chacie i doświadczenie swoje opisał w tej właśnie książce. zawarł w niej zarówno praktyczne porady dotyczące budowania domu czy też hodowania fasoli i dokładne wyliczenia ile kosztowała go ta zabawa, jak i filozoficzne rozmyślania na życiowe tematy, które mimo upływu ponad 150 lat dalej są aktualne. a może nawet jeszcze aktualniejsze. pan henryk porusza bowiem tematy konsumpcjonizmu, pędu do posiadania nie do końca potrzebnych przedmiotów, co prowadzi nie tylko do przywiązania do materialnych rzeczy ale wprost do podporządkowania się człowieka przedmiotom. i tak zamiast cieszyć się życiem trzeba pracować aby utrzymać dom, farmę czy status społeczny. nadmierna konsumpcja prowadzi do eksploatacji środowiska naturalnego ponad miarę, co chyba w tamtych czasach nie było aż takim problemem jak obecnie. pan thoreau był skrajnym i bardzo minimalistycznym przykładem, jednak może warto się zastanowić nad zasadnością potrzeb i ich źródłem. bo część z nich na pewno powstaje w głowach sprytnych marketingowców ;P.
życie w lesie jest bliskie natury, bardzo ładne (i wciągające! tak tak, chyba nadszedł czas na nad niemnem :P) są opisy stawu, otaczającego go lasu i zwierzątek co w nim mieszkają. siedzimy z panem autorem na progu domku, wokoło zmieniają się pory roku i zawsze dzieje się coś ciekawego :) (ehh to chyba już starość), a on snuje swoje opowieści stosując baaaaardzo długie zdania (uwielbiam) i dużo dygresji. więc jak ktoś lubi konkrety to ostrzegam, że może być ciężko, bo akcji to tu za wiele nie ma ;).
oczywiście nie byłabym sobą jeśli nie znalazłabym kilku rzeczy które mi nie pasują. bardzo wyłazi z pana autora jego purytańskie hmm wychowanie, czy może lepiej krąg kulturowy w którym się obracał, mimo odrzucania zinstytucjonalizowanej religijności. bo odrzucanie estetyki jako pustej i bezcelowej (w stylu po co budować domy o wymyślniejszej formie jeśli cztery proste ściany i dach również spełnią swoją rolę), czy też bardzo silne przeciwstawianie się "zmysłowym uciechom" (bo po imieniu również nie zostały nazwane, bo to przecież takie nieskromne) to według mnie bardzo duża przesada i ograniczanie siebie i swojego życia, które przecież według autora należy przeżywać w pełni. no ale nie można zbyt wiele od tresowanych w moralności amerykanów wymagać, na szczęście poczucia humoru w książce nie brakuje.
dobrze mi zrobiła ta lektura, cisza i spokój to coś czego mam ostatnio wielki deficyt, trudno rzucić wszystko i zamieszkać na odludziu, ale poczytać o tym można, a nawet śmiem stwierdzić że należy.

poniedziałek, 3 października 2011

nancy milford - zelda

obejrzałam nowy film woody'ego allena i przypomniałam sobie że na półce stoi książka o zeldzie fitzgerald, która taka była w filmie zabawna i sympatyczna. no właśnie film to nie rzeczywistość, a poza tym przypomniałam sobie że biografie nie są moją ulubioną lekturą. za dużo faktów, szczególnie że autorka skupia się głównie na późniejszych latach zeldy, chorej na schizofrenię i co chwilę lądującej w szpitalach psychiatrycznych, zamiast na wesołych latach 20 i nowojorskich oraz paryskich imprezach. poza tym duża część książki opowiada o scottcie, który wyłazi z zeldy jako męczący, myślący tylko o kasie, egocentryczny żul. pewnie był wielkim pisarzem (nie powinnam przyznawać się może do ignorancji, ale jeszcze nic jego nie czytałam, obiecuję nadrobić), ale jego małostkowość i jęczenie mnie odrzucało od czytania. obrażał się gdy zelda napisała powieść opisującą ich wspólne życie, a sam wykorzystywał w swoich utworach fragmenty jej listów, marudził że musi zarabiać na jej utrzymanie a ona niewdzięczna choruje. fakt, zelda bez winy nie była, rozdarta pomiędzy chęcią zrealizowania siebie a niemożliwością dorównania swojemu mężowi, zazdrosnemu geniuszowi. no i ten chory, toksyczny związek. strasznie mnie ta książka zmęczyła.