czwartek, 19 lipca 2012

terry pratchett - the last continent

pratchett po angielsku to zawsze lekki hardkor dla mnie ale masochistycznie brnę w kolejne części. standardowo trudno mi było ogarnąć wszystkie zabawne sytuacje szczególnie że bohaterami są magowie nie dość że normalnie żyjący w swoim własnym świecie, to dodatkowo uwięzieni na wyspie w czasach prehistorycznych z eksperymentującym z ewolucją bogiem. tymczasem (a jednocześnie 10 tysięcy lat później) rincewind próbuje uciec przed ratowaniem ostatniego w kolejności stwarzania kontynentu (dziwnie przypominającego australię). niestety uratowanie zostało przepowiedziane małe więc ma szanse biedaczek choć w uciekaniu jest mistrzem. zabawni są sami pracownicy (?) niewidocznego uniwersytetu, a jeszcze zmuszeni do obcowania z przedstawicielką płci przeciwnej powalają na kolana. przyprawione to wszystko australijskimi żarcikami (dziwny akcent idiomy z kosmosu mętne piwo i kangury) z których połowy prawdopodobnie nie pojęłam. mimo to bawiłam się wybornie.
a gdyby komuś baaardzo zależało na dogłębnym zrozumieniu i przeanalizowaniu książki (i nie tylko tej) to patrzcie co znalazłam :)