wtorek, 8 czerwca 2010

hp lovecraft, august derleht - czyhający w progu

lovecraft, wiadomo: mroczność bluźnierczość przedwieczna ohyda i macki :P.
książka zaczyna się dość dziwnie tzn jest opis posiadłości (starej i nawiedzonej), leżącej w mrocznych lasach massachusetts w pobliżu złowrogiego arkcham znanego już i z innych przerażających opowiadań, ale opis wygląda tak jakby powciskano w niego na siłę ulubione lovecraftowe mroczne przymiotniki. później stylistyka się nieco poprawia albo ja się przyzwyczaiłam, a historia jest dość standardowa. ambrose dewart przybywa do odziedziczonej posiadłości i bierze się za odnawianie jej. w bibliotece znajduje tajemnicze i demoniczne manuskrypty oraz dziwne zalecenia pozostawione przez przodka dotyczące zachowania zmurszałej wieży w lesie, nieniepokojenia żab i lelków oraz niewpuszczania czyhającego w progu i nie wołania wśród kamieni. oczywiście bohater zagłębia się w dokumenty powoli odkrywając demoniczną rodzinną tajemnicę, która i na niego ma złowrogi wpływ. jeździ po okolicy wypytując kazirodczo zmutańciałych wieśniaków mamroczących w dziwnym języku i mieszkających w przedwiecznych spleśniałych domach (sprzed 200 lat, ach to amerykańskie poczucie historii). ostatecznie oczywiście coś go opętuje i woła wśród wzgórz i kamieni wpuszczając międzywymiarowego gościa, którym okazuje się pozaczasowa obślizgła ośmiornica z kumplami (myślę że dla znających choć trochę lovecrafta nie jest to specjalną niespodzianką). jakoś nie mogę tego brać poważnie, bo ilekroć pojawiają się potwory z innych wymiarów to widzę pratchettowych magów walących je po mackach i innych wystających częściach ciała :P.
bluźnierczo się ubawiłam :D

2 komentarze: