wtorek, 23 sierpnia 2011

herbert george wells - ludzie jak bogowie

oldschoolowe ale cały czas aktualne science fiction. w 1921 roku grupka anglików zostaje nagle przeniesiona do świata równoległego, któy przechodził podobną drogę rozwoju jak i ziemia, ale aktualnie panuje tam pokój, dobrobyt i wegetarianizm (:P). ludzie żyją w harmonii ze sobą i światem, biegają nago, nie krępują się religiami czy pseudomoralnyumi zakazami (żyją ze sobą bez ślubu!). ta idylliczna anarchia działa ponieważ społeczeństwo to jest na dużo wyższym poziomie rozwoju i nie bawią ich zdobywanie władzy nad innymi czy posiadanie więcej od sąsiada. jednocześnie cały czas rozwijają się technologicznie, większość ludzi kształci się w wybranym przez siebie kierunku i w idealnych warunkach osiąga wyżyny swoich intelektualnych możliwości dla dobra całego świata. w tą idylliczną utopię wpadają ziemianie i po pierwszym zaskoczeniu postanawiają opanować nieambitnych w ich mniemaniu tubylców. nawet w innym wymiarze nie potrafią wyzbyć się swojego wąskiego myślenia, bardzo ładnie wyszydzonego przez pana wellsa w scenach świętego oburzenia duchownego nie potrafiącego przełknąć aseksualnej nagości czy opisującego śmieszne w tej sytuacji (i w sumie nie tylko w tej) przywiązanie narodowe, wieczne brytyjsko-francuskie animozje i zamartwianie się do którego państwa należeć będą zdobyte tereny. jeden tylko ziemianin widzi szaleństwo w głowach swoich towarzyszy, on jednak już w domu zdegustowany był światem i potrafi docenić krainę do której trafił a jednocześnie czuje swoją niższość intelektualną w porównaniu z utopianami wyprzedzającymi go o kilka tysiącleci.
książka opublikowana prawie 90 lat temu, ale nadal jest niestety aktualna. już nie chodzi o opisany system społeczno - ekonomiczny, lekko komunizujący i w sumie podporządkowujący jednostkę społeczeństwu ale w jakiś taki sympatyczny sposób no i przede wszystkim bez przymusu, a raczej opierający się na dojrzałości jednostek. zresztą chyba każdy system stawia ramy indywidualności, mniejsze lub większe i każe tych co chcą za nie wyleźć. książka daje do myślenia, bo mimo że trochę lat minęło, mamy kolejne stulecie i nawet tysiąclecie a niewiele zmądrzeliśmy. na księżyc się wybraliśmy a nierozwiązanych problemów na ziemi nie ubywa. i tak w porównaniu z większością ludzkości jestem na uprzywilejowanej pozycji, ale czasem jak trafię na wiadomości (rzadko oglądam żeby się nie denerwować burakami), to mam wrażenie że ogromne ilości energii i zaangażowania można by wykorzystać w sympatyczniejszy i zdecydowanie pożyteczniejszy sposób.
powieść kończy się powrotem głównego bohatera do domu (chciał zostać w utopii ale sam zrozumiał że nie był wystarczająco zaawansowany intelektualnie żeby żyć w tym świecie) i zmianą jego życia - rzuca bezsensowną pracę, wspiera synka w dążeniach do zdobycia wykształcenia na polibudzie. ma nadzieję że ludzkość ma przed sobą bardzo odległą ale i bardzo świetlaną przyszłość. ciekawe czy zmieniłby zdanie wiedząc czo czeka świat w xx wieku, który pokazał co ludzie potrafią zrobić w imię w sumie trudno powiedzieć czego. i wciąż refleksja i nauka na własnych błędach nie jest naszą dobrą stroną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz