wtorek, 9 sierpnia 2011

dmitry glukhovsky - metro 2033

uwaga na początku - pisanie nazwisk autorów rosyjskich na angielską modłę uważam za nieco pretensjonalne i wychodzi później taki chekhov czy tchaikovsky i człowiek się zastanawia wtf. no ale do rzeczy.
metro 2033 czyli moskiewskie metro w roku 2033 (kto by pomyślał) po wojnie nuklearnej która zniszczyła ziemię, a raczej ludzką cywilizację na powierzchni i uniemożliwiła normalne życie pośród promieniowania, zdziczałych mutantów i psów. przeżyli tylko ci którzy w odpowiednim czasie znaleźli się w odpowiednim miejscu, czyli właśnie w metrze. rozległe, zakopane głęboko pod ziemią, wzbogacone w wybudowane podczas zimnej wojny schrony przeciwatomowe dla sowieckich dygnitarzy i odpowiednio wyposażone w składy żywności, wentylację i filtry wodne, stało się doskonałym miejscem do postapokaliptycznej wegetacji ludzkości. zostało w miarę możliwości odcięte od świata zewnętrznego w obawie przed mutantami i innymi dziwnymi rzeczami mogącymi się zwlec na dół, pozostawiono tylko kilka dobrze strzeżonych wyjść dla stalkerów przeszukujących ruiny wielkiego miasta w poszukiwaniu zdatnych do użytku przedmiotów, paliwa czy książek. bardzo sympatyczne miejsce do odbudowywania ludzkiego gatunku, może nieco bledszego i z bardziej wyczulonym wzrokiem, jednak ludzie nawet w obliczu zagłady się nie zmieniają. stacje zostały zamienione w mikro miasta-państwa, następowały zrzeszenia i wojny, aż w końcu sytuacja się w miarę ustabilizowała. swoje miejsce mają kapitaliści kontrolujący dużą część metra, komuniści i faszyści. stacje oddalone od centrum zwykle rządzą się same, bo nie wiadomo jak długo utrzymają się w ciągłym zagrożeniu mutantami z powierzchni i niewiadomoczym wyłażącym z każdej dziury. na takiej właśnie stacji poza światem mieszka główny bohater, który musi wyruszyć w pełną niebezpieczeństw podróż po podziemnych tunelach aby uratować swoją stację i może całe metro. z jednej strony to typowa powieść drogi - Artem idzie do celu powoli, co krok natyka się a to na szaleństwo sączące się z uszkodzonych rur, ześwirowanych sekciarzy, wielbicieli hitlera czy wyznawców wielkiego czerwia próbujących żyć w odosobnieniu z dala od śmiercionośnej techniki, uzupełniających zapas białka dzięki swym wrogom. są też postacie pozytywne (w tym moi ulubieni międzystacyjni rewolucjoniści), najczęściej marnie kończące, pomagające wygrzebać się wędrowcowi z tarapatów aby mógł wypełnić swoją misję. i właśnie tu pojawiają się (lekkie bo lekkie ale są) filozoficzne dywagacje na temat przeznaczenia w tym konkretnym przypadku oraz w szerszym kontekście całego życia i jego sensu. nie przesłaniają one rozrywkowości książki, bo żaden z niej głęboki traktat filozoficzny, ale można się zastanowić nad tym i owym wraz z bohaterem, który czasem ma wątpliwości co do realności otaczającej go rzeczywistości (niektóre tunele bywają halucynogenne) i wolnej woli w podejmowaniu decyzji.
jednak intelektualne dywagacje można odstawić na bok, bo najlepszy w tej książce jest jej klimat, mroczny i wilgotny, zza węgłów wyłaniają się potwory a uciec nie ma gdzie bo na powierzchni radioaktywność i zmutowane szczury oraz przerażające stwory pilnujące ciszy w bibliotece miejskiej. czytając myślałam że to idealny materiał na grę komputerową i nie myliłam się, ktoś o tym pomyślał wcześniej, ale pewnie przy moim słabym kompie (i braku czasu) i tak nie mam co marzyć. ale drugą część czytam :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz