czwartek, 7 kwietnia 2011

frederick burnaby - wyprawa do chiwy

czyli podróż retro na dziki wschód gdzie stepy wielbłądy i rosyjskie wojsko. pan burnaby wspomina jak to wybrał się na teren dzisiejszego uzbekistanu, ponieważ chciał się dowiedzieć dlaczego rosjanie nie chcą wpuszczać tam obcokrajowców. przy okazji mógł obejrzeć co rosjanie knują w związku z pobliskim afganistanem i indiami, które w tamtym czasie należały do imperium nad którym słońce nie zachodzi. burnaby próbował przygotować się do podróży odpowiednio, był bowiem człowiekiem światowym, który zjeździł pół afryki i inne brytyjskie miejsca, nie do końca przewidział jednak hardkorowych zimowych warunków na stepie. część książki to właśnie opisy zmagania się z niesympatyczną przyrodą, wszystko wyłożone z humorem i dystansem do siebie. zresztą nie tylko pogodna nie sprzyja, problemy sprawiają również carska biurokracja i mentalność mieszkańców stepów. widać jednak odmienny sposób myślenia podróżnika dżentelmena, jego nieco protekcjonalne, imperialno - kolonialne spojrzenie na brudnych rosjan i nieoświeconych tubylców porównujących piękne kobiety do owiec (a jednak mam w sobie nieco politycznej poprawności hehe). mimo to książka jest zabawna i napisana bardzo ładnym językiem, w trochę oldschoolowym stylu, co jest miłą odmianą po wszystkich krótkozdaniowych amerykańskich ksiażkach. no i ten wschód ciągnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz