czwartek, 14 października 2010

sinclair lewis - elmer gantry

bardzo gruba książka i dość długo ją czytałam (i targałam w torbie tam i z powrotem). na początku jest zabawnie, przełom XIX i XX wieku, tytułowy elmer gantry z paryża (w stanie kansas) uczy się w szkole dla baptystycznych duchownych, jednak sami nie wie do końca czy chce zostać kaznodzieją, czy może handlowcem albo prawnikiem, bo w tych zawodach nikt nie oburza się jeśli człowiek trochę pije czy podrywa laski, a to elmer bardzo lubił. jednak odkrywa w sobie charyzmę i zdolność porywania tłumów, a na dodatek doznaje pewnego rodzaju nawrócenia no i uświadamia sobie że pastorowanie jest dość opłacalne, więc mimo tego że widzi pewnego rodzaju obłudę i brak zaangażowania w niektórych swoich nauczycielach, zostaje księdzem. mówimy tu o protestanckich duchownych, którzy mogą się żenić i są bardziej jak zwykli ludzie w porównaniu do księży katolickich, powinni jednak zachowywać się przyzwoicie (nie pić, nie palić, nie bałamucić kobiet zbyt otwarcie i nie głosić wywrotowych liberalnych haseł). elmer zaczyna w bardzo małej wiosce na totalnym zadupiu, ale ma ambitne plany. jednak już na samym początku ma problemy z kobietą, bo chciał się trochę zabawić, a ona nie chciała się odczepić. na szczęście udało się zażegnać kryzys i drzwi do kariery duchownego otworzyły się. elmer ma wielkie ambicje, interesuje go wysokie stanowisko w rodzaju biskupa, musi się więc napracować. jest pastorem w kościołach, wędrownym, prawie cyrkowym kaznodzieją a w końcu zostaje metodystą, bo u nich drabina kariery wydaje się łatwiejsza. po drodze niszczy ludzi, którzy stają mu na drodze, nie widząc w tym nic złego, i popada w coraz większą obłudę, aż ostatecznie dochodzi do momentu, w którym ma szansę na całkowita odnowę ameryki (moralną oczywiście) poprzez tępienie alkoholizmu, nieobyczajnego zachowania i ubierania się oraz bezsensownego i bluźnierczego przede wszystkim otwierania kin w niedzielę i jeżdżenia w ten dzień automobilami. przy okazji dostajemy opis duchownego środowiska, gdzie można spotkać obłudników, głupców oraz uczciwych ludzi pełnych wątpliwości, czy służenie ludziom w tej niezbyt świętej organizacji ma sens. do tego wszystkiego książka jest zabawna, oprócz kilku momentów kiedy jest przerażająca lub obrzydliwa (bo elmer to straszny dupek i cham).
pan lewis podobno w podobnym tonie opisywał również inne środowiska stanów zjednoczonych (jeszcze nie czytałam, ale mam zamiar) i dostał za to nobla, mimo że w domu był krytykowany za przedstawianie amerykańskiego społeczeństwa w niekorzystnym świetle :P.
oddam tutaj :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz