czwartek, 26 maja 2011

robert m. wegner - opowieści z meekhańskiego pogranicza. wschód-zachód

na początku chciałam bardzo podziękować wszystkim pożyczającym mi książki, nawet tym przez których targam dodatkowe kilogramy przez 160 km, jednak bardzo proszę o nie podrzucanie (niczego nie spodziewającej się) mi części jakichś cyklów. to bardzo stresujące jak akcja się urywa nagle i niespodziewanie i możliwe że kiedyś w dalekiej przyszłości będzie można poznać ciąg dalszy, ale nie wiadomo, bo autor może nie napisać (gra o tron?) lub wydawnictwu może się nie chcieć/nie opłacać wpuszczać tego na polski rynek. zresztą cyklom staram się mówić nie po przygodzie z wspomnianą grą o tron, gdy po przeczytaniu kilku tysięcy podejrzewam stron (nie żebym się skarżyła) dowiedziałam się że autor się zagubił w świecie który stworzył i historia może zostać niedokończona. ok kończę dywagacje i przechodzę do meritum.
nie przepadam za fantastyką, uważam że za dużo się tego produkuje i trudno coś oryginalnego stworzyć w tym temacie (tak zresztą jest ze wszystkim), dlatego zwykle szkoda mi czasu na czytanie o kolejnych wyprawach, smokach, magach i co najgorsze elfach :P. no ale książka została mi wciśnięta podstępem (byłam zaspana) z kilkoma innymi więc przecież jej nie oddam nieprzeczytanej. pierwsza zaleta: nie ma elfów - alleluja, smoków również, chociaż pojawiają się demony i ich wytwory ale to bardziej w wizjach i wspomnieniach, jest również magia. druga zaleta to szerokość opisu świata przedstawionego (hehe), mimo że książka ma głównych bohaterów, to dokładnie zaprezentowany jest ich rzeczywistość, sytuacja polityczna i tego typu bardziej ogólne problemy (już w tym momencie powinnam się była zorientować że na jednej książce się nie skończy, bo dużo tam miejsca na kolejne i kolejne i kolejne tomy), co sprawia że opowieści to bardziej strategia niż przygodówka :P. akcja toczy się wartko, w miarę to wszystko jest napisane, wciąga człowieka nawet niespecjalnie zainteresowanego wojnami dzikich plemion na pograniczu czy ciężkimi przeżyciami złodzieja opętanego przed demona/boga/niewiadomoco z przeszłości. chwilami nawet bywa zabawnie, jeśli kogoś bawi pierwsze spotkanie z głównym bohaterem na zarzyganym przez niego pomoście i jego skacowane przygody (mnie czasem bawi :P).
dwie części - pierwsza: wschód, o wojowniczce (żołnierce?) walczącej o spokój na dzikich rubieżach imperium, w oddziale pełnym osobników o magicznych zdolnościach (łapanie dusz, zmiana w zwierzątka, przewidywanie przyszłości itp), druga - zachód, o wspomnianym wyżej skacowanym złodzieju, trochę gówniarskim cwaniaczku, trochę honorowym i zdolnym przedstawicielu swego fachu, zaplątanym z jednej strony w brudne miejskie intrygi polityczne, z drugiej nękany przez dziwne moce które złapał bawiąc się boskim mieczem. obie części niedokończone (wrrrrrr) ale ciekawe, mimo że w niektórych momentach książka wydała mi się nieco tendencyjna.
jednak ostrzegam osoby o zbyt plastycznej wyobraźni, nie należy tej książki czytać przy jedzeniu. akcja się toczy spokojnie, dialogi i miłe opisy okolicy aż tu nagle bebechy, krew, ręka noga mózg na ścianie. to również główne zastrzeżenie z mojej strony, krwawe bitwy nie są moim ulubionym tematem literackim, jak czytam o mieczach zagłębiających się z mlaskiem w żywe mięso to mnie wzdryga.
a tak jak już jesteśmy przy grze o tron, czy serial jest wporzo? nie wiem czy pakować się w to po raz kolejny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz