niedziela, 20 lutego 2022

mary shelley - frankenstein

najbrzydsza okładka jaką ostatnio widziałam a w środku historia o której wszyscy słyszeli ale niektórzy nadal mylą jej bohaterów. mody entuzjastyczny naukowiec tworzy żywą istotę niekonwencjonalną drogą, ale jest zaskoczony i zdegustowany swoim dziełem (nie rozumiem dlaczego, przecież był obecny na każdym etapie tworzenia a tu nagle niespodzianka że wyszła fujka. trzeba go było może ładniej pozszywać). przerażony odtrąca istotę zamiast wziąć za nią odpowiedzialność, i tym samym skazuje ją a raczej jego na próby przetrwania w niegościnnym świecie, gdzie ludzie uciekają przed nim bo jest brzydki. po kilku próbach wpasowania się w społeczeństwo stworzona istota nabiera cech poważnie aspołecznych oraz nienawiści do swojego twórcy (nie popieram ale rozumiem). zaczyna mordować bliskich swojego ojca, a ten dalej błyszczy i udaje że nie ma z tym nic wspólnego, doprowadzając do kolejnych morderstw oraz skazania na śmierć niewinnej osoby. strasznie rozpacza ale nie próbuje naprawić sytuacji, dopiero gdy większość jego bliskich nie żyje (również żona, która była wcześniej jego przybraną siostrą) postanawia rozwiązać problem zabijając swoje stworzenie. bohaterowie jeżdżą (a niektórzy biegają) tam i z powrotem po europie i azji żeby mogli zakończyć tą tragiczną historię w okolicach bieguna północnego.

jest to pierwsza powieść scince fiction, mimo że nie zawiera dokładnego przepisu na stworzenie człowieka z kawałków martwych ludzi i prądu. jest to też powieść gotycka więc pełno tu mrocznego i  rozdzierającego życia wewnętrznego nieogarniętego i bezrefleksyjnego doktora frankensteina, co jest trochę męczące. jest też opis nieprzyjaznego społeczeństwa, które boi się obcych wyglądających dziwnie i przypisuje im jak najgorsze cechy i czyny (jakie to aktualne w tym momencie).

podsumowując to klasyczna opowieść wprowadzająca wiele motywów wykorzystywanych również współcześnie. trochę się zdziwiłam że nie kończy się spektakularnie marszem z pochodniami i płonącym zamkiem - to późniejszy dodatek.


poniedziałek, 27 września 2021

władysław reymont - chłopi

 

zabrałam się za chłopów po obejrzeniu trailera filmu częściowo animowanego, bardzo był fascynujący a ja ignorantka w tym temacie - jakieś fragmenty wciskane z niechęcią w liceum.  a jest to więcej niż klasyka, książka noblowska, a to nie byle co. trochę szkoda że jest lekturą (czy nadal jest? mam przeterminowane informacje) i przymus odziera ją z uroku. a wydaje mi się że jest ważna książka w kraju gdzie większość obywateli ma chłopskie korzenie, a przodków wyobraża sobie raczej jako wyższe warstwy społeczeństwa. to sienkiewicz jest narodowym pisarzem, każdy chętnie identyfikuje się z mieszkańcami dworków i pałaców, jednak prawda leży pod strzechami.

reymont opisuje polską wieś,  ciężko stwierdzić ile z tego to jego wyobrażenia i nakładki, bo przecież nie był chłopem. wizja wsi jest dość ponura, ludzie są biedni i walczą o przetrwanie. nic nie liczy się w obliczu wizji głodu przednówkowego, wysyła się starych członków rodziny zimą na żebry bo może braknąć dla nich jedzenia a nie są już niezbędni. rodzice ze swojej strony nie chcą przepisywać majątku na dzieci w obawie przed eksmisją. jednocześnie ludzie muszą żyć w gromadzie bo sami nie dadzą sobie rady w świecie bezlitosnym. nie jest to przyjemne miejsce do życia, każdy kto odstaje może zostać wygnany i musi radzić sobie sam. dość toksyczna sytuacja.

w tej dżungli walczących o przetrwanie dostajemy trójkąt, a w zasadzie czworokąt miłosny, jak w dobrej telenoweli. najpiękniejsza dziewczyna we wsi, zakochana z wzajemnością w chłopaku, który ma już żonę i dziecko, wydaje się, zachęcona przez matkę, za ojca swojego ukochanego. jest to najbogatszy we wsi gospodarz, wdowiec nie najmłodszy już ale najlepsza partia w okolicy. zakochał się na starość, zamiast dzieciom zostawić majątek, kupuje pierdoły swojej młodej narzeczonej. konflikt na każdym froncie.

jest też spór z dworem, bitw o las, kłótnie międzysąsiedzkie. ogólnie dużo się dzieje, można by z tego zrobić trzymający w napięciu serial.

całe to kłębowisko zanurzone jest w przyrodzie której opisy są malarskie i pełne rozmachu (przez reymonta zaczęłam się gapić w niebo). dzięki pięknu świata przyrody da się przetrwać w ludzkim bagnie. jeśli oczywiście ma się co jeść.

ogólnie polecam, prozę się nie bać lektury szkolnej, nie wszystkie są beznadziejne (teraz chyba coraz mniej sensownych).

niedziela, 14 kwietnia 2019

lew tołstoj - wojna i pokój

muszę przyznać że to było trudne nie ze względu na objętość chociaż cztery tomy to nie byle co, ale ze względu na skomplikowanie. tylu bohaterów nie widziałam dawno - ostatnio chyba w grze o tron (wiem również gdzie pan martin mógł podejrzeć zabieg pozbywania się znienacka postaci którą czytelnik uznał za jedną z głównych i nawet może trochę się z nią zżył). sprawę jeszcze dodatkowo zagmatwał mi fakt że bohaterowie mają imię nazwisko otczestwo tytuł (np. hrabia czy książę) a czasem i funkcję w wojsku czy urząd i te określenia stosowane są wymiennie. zanim ogarnęłam kto jest kim to doszłam do połowy drugiego tomu (nie mam mózgu do nazwisk).
w każdym razie udało się i nawet mi się podobało. to klasyka ale napiszę o co chodzi: rosyjskie wyższe sfery w obliczu wojen napoleońskich. tutaj pojawia się nowość dla mnie - napoleon tak wychwalany w polsce za postawienie się rosjanom i łaskawe zezwolenie na utworzenie księstwa warszawskiego jest tutaj przedstawiony z innej perspektywy - jako najeźdźca. z przykrością przyznaję że jetem ignorantką historyczną (zrzucę to na program nauczania w klasach o profilu ścisłym) ale była to dla mnie niespodzianka. poszerzająca horyzonty. w ogóle gdybym coś wiedziała więcej na temat tego okresu historycznego byłoby mi łatwiej. autor zakłada że czytelnik jest obeznany z wydarzeniami i omija wyjaśnienia. ale to nic, dałam radę dowiedziałam się wielu rzeczy.
ogólnie część obyczajowa jest interesująca, część wojenna trochę mniej. dużo jest szczegółowych opisów zapatrywań autora na historię jako (uwaga spoiler alert!) wynik raczej warunków zewnętrznych niż woli czy to pojedynczego człowieka będącego u władzy czy też woli narodu (cokolwiek to znaczy).
część pokojowa dzieje się na salonach moskwy i petersburga, wszyscy się znają i co chwilę spotykają na balach obiadach i przy innych okazjach. zajmują się głównie swataniem młodzieży która się trochę gubi w swoich uczuciach a trochę wojna im przeszkadza, ale to nic i tak wszyscy co chwilę na siebie wpadają, to mały kraj.
ogólnie polecam jak ktoś lubi grube realistyczne lektury trochę rozrywkowe (bo są i żarciki) trochę edukacyjne. a ja mogę obejrzeć serial i będę wiedziała o co chodzi :D

piątek, 29 marca 2019

aldous huxley - wyspa

świeże wrażenia z ostatniej powieści huxleya - prehipisowskiej utopii. to krok do przodu i po skosie w stosunku do nowego wspaniałego świata, opis szczęśliwego i ogarniętego społeczeństwa żyjącego na odciętej nieco od świata tropikalnej wyspie pali. zostawiono ją w spokoju ze względu na niekorzystne warunki brzegowe, niestety w czasach współczesnych łatwiej dostać się wszędzie, a że na pali jest ropa naftowa, zainteresowanie wyspą rośnie i na pewno nadchodzą zmiany. póki co palijczycy rozwinęli sobie społeczeństwo w oddaleniu od goniącej za postępem ekonomicznym i technologicznym reszty ludzkości. wszystko opiera się na buddyźmie z elementami hinduizmu i agnostycycmu (co komu pasuje), kompleksowej edukacji zawierającej również naukę kontaktu z własnymi emocjami i radzenia sobie z nimi oraz finansowanej przez państwo antykoncepcji i seksie tantrycznym. palijczycy zdecydowanie wolą być niż mieć co niektórym wyraźnie przeszkadza no bo ta ropa tam leży bezczynnie a przy okazji rynek taki niewykorzystany.
główny bohater przybywa na wyspę reprezentując siły chcące wprowadzić zmiany, jednak pod wpływem spotkań z mieszkańcami jego cynizm topnieje a w jego miejsce pojawiają się wątpliwości. palijczycy i och utopia jest taka wspaniała że łatwo im przeciągnąć kogoś na jasną stronę mocy, szczególnie że jednym z ich narzędzi jest moksza - halucynogenny narkotyk po którym człowiek odczuwa jedność ze wszechświatem.
łatwo zauważyć że huxley nie darzy współczesnego mu systemu szczególną sympatią i uprawia do czasu radosne marzycielstwo o wyspach szczęśliwych. muszę przyznać że przemawia to do mnie jako odwiecznej anarchistki teraz jeszcze bardziej sceptycznej w temacie hmmm rzeczywistości. nie przeszkadza mi nawet trochę dydaktyczna forma książki (bohaterowie dają mini wykłady o różnych aspektach życia na pali). huxley tłucze po głowie łopatą uważności wpisuje się w trendy odnowy duchowej i ekhem rozwoju osobistego lat 60 a dokładając seks tantryczny jako metodę na oświecenie i kwasopodobne jazdy staje się idolem hipisów.
utopia wiadomo pozostanie zawsze w sferze marzeń, hipisi wszystko zepsuli skupiając się na uciekaniu od rzeczywistości ale wyspę polecam bo zastanowić się zawsze można.
książka podobała się również mojemu psu który przeżuł jej brzegi (niechlujny czytelnik) i z tego powodu zostałam właścicielką egzemplarza wcześniej bibliotecznego. nie żałuję.

niedziela, 1 lipca 2018

it's alive!

jako nowe wcielenie dr. frankensteina wykopałam blogaskowe zwłoki (nieco nadgnite po ponad czerech latach leżenia w internetowym zapomnieniu) i spróbuję je trochę ożywić. prądem.
świat pędzi do przodu, nikt już w zasadzie nie czyta blogów, wszystko jest na fejsiku a ja się cofam tutaj - tak ekstrawagancja. blog wydaje się bardziej stały, trochę poza strumieniem informacji.
zmian w tematyce nie będzie - luźne uwagi na temat książek, raczej przeczytanych, chociaż kto wie (uwielbiam wyrażać swoje zdanie o niektórych unikanych książkach czy filmach). może czasem pojawi się coś o prasie, w przekroju (również zmartwychwstałym nie tak dawno) można znaleźć zabawne rzeczy (i piękne okładki, przedprzedostatnią załączam. z wielorybem), jest też ta nowa gazeta, pismo się nazywa, co udaje polskiego new yorkera, całkiem interesujące.
w zeszłym roku dużo bardzo dużo przeczytałam, większość z tego nawet nie zasługuje na wzmiankę (byłam bardzo zdesperowana) ale o niektórych rzeczach chcę napisać, więc zeszłoroczne wygrzebki pojawią się również.
zapraszam

wtorek, 20 sierpnia 2013

kurt vonnegut - pianola

pierwsza powieść jednego z moich najulubieńszych pisarzy. szukałam czegoś do czytania i leżała pod ręką więc zabrałam się za nią kolejny raz. rzecz dzieje się w przyszłości, po trzeciej wojnie światowej, ameryka się pięknie ogarnęła przy pomocy komputerów. bardzo wydajnie sterują wytwarzaniem dóbr i oceniają ludzi pod względem przydatności dla systemu. doktorzy nauk różnych mają szansę na pracę, konkretne zarobki i wysoki status społeczny (dopóki ktoś nie wymyśli komputera wykonującego ich pracę lepiej) natomiast reszta może iść do wojska lub do brygad remontowych którym komputery przydzielają zadania (no chyba że jest się kobietą, wtedy zajmujemy się domem za pomocą supernowoczesnych sprzętów i oglądamy telewizje, chyba że uda nam się wmężyć do klasy wyższej), żeby ludzie nie nudzili się specjalnie, wybierają im meble i sprzęty agd potrącając oczywiście z pensji. inżynierowie i reszta doktorów natomiast są elita kraju i zabawiają się na obozach gdzie w zdrowej atmosferze rywalizacji przyczyniają się śpiewami i oglądaniem sztuk teatralnych do ciągłego rozwoju ludzkości ku chwale systemowi. nie wszystkim jednak się to podoba, główny bohater, dyrektor jednego z głównych zakładów przemysłowych w kraju, zaczyna zauważać brak sensu w systemie działającym tylko dla utrzymania samego siebie. dołącza wiec do podziemnego ruchu oporu dążącego do antymechanicznej rewolucji. wszystkiemu z boku przygląda się odwiedzający najwydajniejsze mocarstwo świata szach pewnego wschodniego kraju, komentujący wszystko złośliwie w swoim języku. bardzo to zabawne, trochę smutne i trochę prawdziwe, bo ludzie są w stanie zrobić bardzo dużo również głupich czy niewłaściwych rzeczy dla "narodowej [a właściwie nawet światowej] świętej trójcy - Wydajności, Oszczędności i Jakości".

stanisław lem - powrót z gwiazd

historia jest prosta - główny bohater wraca z kosmicznej wyprawy trwającej dla niego 10 lat a tym czasem na ziemi minęło ich ze 120. świat zmienił się całkowicie, technologia poszła do przodu a ludzie są mili sympatyczni i nieagresywni dzięki przechodzonemu w dzieciństwie zabiegowi niszczącemu wszelkie mordercze instynkty. bohater jest całkiem zagubiony, nie może się przyzwyczaić do nowego stylu życia (całkiem fajowo opisane przedmioty, budynki, książki itp) ale i do społeczeństwa, które uważa za nieco ułomne, bo za jego czasów... ludzie już nie interesują się podbojem kosmosu (brakuje im "jaj" obciętych betryzacją), bohater ma więc problem ze swoim poczuciem wartości, leciał w kosmos jako bohater a wrócił i nikt nie wiwatuje. nawet w mordę nie umieją dać. eh ta dzisiejsza młodzież. na szczęście znajduje się laska oczarowana dzikością przeszościowca i wskakuje mu do łóżka. romans jest opisany jakby przez 15 latka a bohaterowie nie potrafią się wysłowić. strasznie to denerwujące. to i marudzenie jak to brak agresji jest dehumanizujący i całkowicie zatrzymuje postęp bo ryzyko jest takie ludzkie i pcha świat do przodu. taki trochę maczo pogląd wyłazi z lema i nie do końca mnie to przekonuje. a można było zająć się np. maszynami które w nowym świecie są oddzielone od ludzi, tzn ich obiegiem (produkcja serwis i złomowanie) zajmują się inne maszyny, a to co bohater słyszy w magazynie złomowiska może wskazywać na jakąś sztuczną inteligencję, duch w maszynie te sprawy, ale zamiast tego mamy młodego staruszka tęskniącego za "swoimi" czasami.