wtorek, 27 lipca 2010

jane austen - rozważna i romantyczna

czyli kłopoty młodych niezbyt zamożnych panien na początku XIX wieku. wydaje mi się że historia jest ogólnie znana: panna rozważna i panna romantyczna obie, w podobnej sytuacji czyli ukochany facet ma ożenić się z inną. dwa różne podejścia do problemu: jedno racjonalne, właściwsze, drugie bardziej ekspresyjne - niebezpieczne - umrzeć można :P. poza tym obraz ówczesnego społeczeństwa, podłe złe matki i stare ciotki szantażujące młodzieńców wstrzymaniem funduszy na życie w przypadku niewłaściwego ożenku, snobistyczne szwagierki i głupie kuzynki. a także ciągnące się miesiącami wizyty, konwenanse i bycie na pan z własnym mężem.
z jednej strony zabawnie się czyta jak laski czytają książki, spacerują lub odwiedzają krewnych czekając na męża ale z drugiej to faktycznie był problem dobrze trafić w przypadku gdy wyjście za mąż jest jedyną szansą na utrzymanie się. smutne to trochę, na szczęście książka się dobrze kończy, obie siostry szczęśliwie i w miarę bogato wychodzą za mąż, rodziny akceptują ich związki (z tym też nie było łatwo) i w ogóle sielanka.
miałam tylko problem na początku z tą książką, bo tłumaczenie jakieś dziwne mi się wydawało i jeszcze te wyjaśnienia trudniejszych wyrazów w przypisach, ale może było to wydanie dla podstawówki :P.

piątek, 23 lipca 2010

john steinbeck - myszy i ludzie

czyli kalifornia to nie tylko słońce wino i półnagie laski. szczególnie w wielkim kryzysie.
dwóch kumpli wędruje za pracą od rancza do rancza. niby są jak tysiące im podobnych z tym że jeden z nich - lenny - ma coś nie tak z głową, zapomina rzeczy i czasem gdy się zdenerwuje nie panuje nad swoją siłą. lubi głaskać miłe rzeczy np myszy (ciągle je przypadkiem zabija więc marzy o czymś większym np o królikach albo psie). george opiekuje się lennym i ma nadzieję na odłożenie pewnej sumy pieniędzy na swoje własne niewielkie gospodarstwo, gdzie w końcu mógłby być sam sobie szefem.
trafiają na farmę gdzie są widoki na jaki taki zarobek. niestety pojawia się problem w postaci niewyżytej żony syna gospodarza która kręci się wśród robotników i podrywając ich z nudów. dopada też lennego, który nie bardzo wie co ma robić, widzi tylko że włosy laski są milutkie i mięciutkie i idealnie nadają się do głaskania. dziewczyna zaczyna się wyrywać i lenny ją przypadkiem zabija. później ucieka a george jest zmuszony go zastrzelić żeby robotnicy go nie zlinczowali.
bardzo smutna to książka i trochę przewidywalna, jak lenny na początku wyciągnął z kieszeni martwą mysz to wiedziałam że to się źle skończy. a jak pojawiła się laska to wiedziałam jak dokładnie się skończy. no ale lubię steinbecka i na szczęście myszy i ludzie są duuużo krótsze od gron gniewu które mnie okropnie zmęczyły psychicznie ale były bardzo dobre.
no i miła odmiana w torbie po ważących po 5 kg dwóch poprzednich książkach.

piątek, 16 lipca 2010

jk rowling - harry potter i insygnia śmierci

leżało w domu więc wzięłam jako lekturę typowo wakacyjną lekką i przyjemną. nie boję się voldemorta a że już kiedyś czytałam (w jakiejś dziwnej chyba drukowanej wersji po angielsku aaa jestem książkowym piratem :P) wiedziałam jak się skończy więc myślałam że uniknę niepotrzebnej w te upały ekscytacji. jednak, nie wiem może sprawiła to właśnie temperatura przez którą jestem jakby w letargu i mózg nie działa prawidłowo, książka strasznie mi się wkręciła i nie mogłam przestać jej czytać. już prawie zapomniałam jak to jest. dziś w autobusie dotarłam do kulminacyjnej sceny bitwy i musiałam ją skończyć idąc do pracy. nie wiem co się ze mną stało.
podejrzewam że wszystkim wiadomo o co chodzi w książce i nie będę tu rozpisywać się specjalnie na temat fabuły i szokować spoilerami :P. harry jest teraz poszukiwany przez vildemorta i musi ukrywać się więc błąka się trochę bezcelowo po anglii z ronem i hermioną. po drodze mają kilka atrakcji w rodzaju imprez, bitew i okradania banku, a wszystko zmierza ku ostatecznej konfrontacji z czarnym panem. przy okazji na jaw wychodzą pewne hmm niejasne fakty z życia dumbledora i harry ma wielki problem z zaufaniem mu mimo że ten już chwile leży w grobie. wszystko kończy się w miarę dobrze nie licząc kilku trupów a scena jak harry jest prawie martwy i powraca jest naprawdę zabawna (jak czytałam pierwszy raz to mnie trochę zniesmaczyła). no a bitwa w hogwarcie wciąga co już wcześniej zaznaczyłam. jedyne co mi się bardzo nie podoba to sytuacja snape który jest moją ulubioną postacią może dlatego że miał tak w życiu przesrane. pomiędzy voldemortem a dumbledorem, wykorzystywany przez obu, beznadziejnie zakochany w lasce co od dawna nie żyje, zmuszony do pilnowania bachora swojego rywala. na dodatek bachor jest arogancki i niewdzięczny, snape'a nikt nie lubi i spotyka go marny koniec. wydaje mi się że publiczna rehabilitacja z ust pottera i drugie imię potterowego synka to trochę za mało. biedny snape. harrego nie bardzo lubię bo jest trochę bucem i okazuje się taki wspaniały że porzygać się można :P.
może nawet na film się wybiorę. czy mi się uroiło czy ma być dwuczęściowy?

wtorek, 13 lipca 2010

ernesto sabato - o bohaterach i grobach

zapowiadało się ciekawie. grubość i iberoamerykańskość książki świadczyły na jej korzyść niestety nieco się zawiodłam. a raczej bardzo. buenos aires fajna sprawa, opisy miasta i ogólnie argentyny i ludzi co ją zamieszkują również (szczególnie podobali mi się komuniści i terroryści). niestety to tylko tło dla historii głównych bohaterów którzy są delikatnie mówiąc beznadziejni. więc mamy nienormalną aleksandrę co ma straszne jazdy w głowie (nie dowiadujemy się dlaczego) puszcza się na prawo i lewo, zabija swego ojca i rozkochuje w sobie młodego nieświadomego chłopca, wspomnianego chłopca który przez większe pół (:P) książki jęczy bo laska którą kocha jest niezrozumiała i nie chce iść z nim znów do łóżka, fernanda czyli ojca aleksandry który znów ma obsesję i paranoję na punkcie ślepców i uważa że oni rządzą światem jako wysłannicy szatana (hehe) a na dodatek jest chamem jakich mało i obrzydliwym typem. jest jeszcze bruno - kumpel aleksandry najnormalniejszy z całego towarzystwa i w zasadzie część której jest narratorem (książka podzielona jest na trzy) najbardziej do mnie przemówiła pomimo rozwlekłych dygresji rozpełzających się na wszystkie strony.
podobała mi się też historia nienormalnej rodziny aleksandry a szczególnie ciotka wariatka która przez 80 lat nie wychodziła z pokoju w którym mieszkała z głową swego ojca. i to tyle.

czwartek, 1 lipca 2010

jules supervielle - drugie życie pułkownika bigua

króciutka książeczka, która jest drugą częścią historii pułkownika. pierwszej oczywiście nie czytałam (ciągle mi się to zdarza) ale co nieco wywnioskowałam o co w niej chodziło. otóż prawdopodobnie pułkownik mieszkał w europie ze swoją żoną. nie mogli mieć dzieci więc bigua porwał kilkoro (w tym jedną młodą laskę marcelle, do której coś miał ale bez przekraczania granic przyzwoitości :P). druga część rozpoczyna się gdy pułkownik z rodziną podróżuje statkiem do swego rodzinnego montevideo. bigua próbuje popełnić samobójstwo ale mu się nie udaje (jak ech to pech). w domu sielanka z dawno nie widzianą matką i resztą rodziny zakłócana jest podejrzeniami romansu pułkownika z marcelle. ona wyjeżdża, on próbuje jej szukać nieco irracjonalnie. na dodatek okazuje się że sprzedał przypadkiem swoją wiejską posiadłość i w zasadzie jest spłukany. jak się wali to wszystko, bohater musi więc odnaleźć się w nowej sytuacji. morał z książki taki że należy się wyluzować i doceniać co się ma (tak mi się przynajmniej wydaje, jednak nie czytałam pierwszej części więc mogę się mylić. ale wniosek pozytywny i do stosowania :P)