środa, 30 czerwca 2010

ra lafferty - czwarta czynszówka

apokalipsa nadchodzi. nad światem przepychają się cztery nieludzkie hmmm stowarzyszenia próbujące wykorzystać ludzkość i historie do swoich celów. najgorsze z nich to stworzenia które żyją od wieków a nawet milionów lat co jakiś czas wchodząc w cudze ciała. ich celem jest doskonalenie świata poprzez eliminację niewłaściwych rzeczy (jak np. ludzie) i sukcesywnym zmniejszaniu go aż do powstania jednoosobowego idealnego tworu. zaczynają od próby pozbycia się ludzkości przez sianie zarazy i paniki. przeciwstawiają im się patrycjusze, których zwykłym zajęciem jest pilnowanie żeby mackowate potwory nie wyszły z jakichś archaicznych źródeł. wszystko dzieje się na dwóch płaszczyznach: w rzeczywistości oraz w myślotkaniu - czymś w rodzaju rzeczywistości wirtualnej tworzonej przez telepatów usiłujących sterować tą drogą ludźmi i historią. wydaje mi się że właśnie o to chodzi w tej książce. strasznie jest zaplątana, wątki się mieszają nie wiadomo o co biega i gdzie jestem (czytałam ją głównie w autobusie do pracy z bardzo rana może mój mózg nie działał właściwie). przez fabułę przebiegają stada dziwnych postaci miotających się między realem a wirtualem, pojawia się również szpital psychiatryczny.
czytając zastanawiałam się czy to nie jest przypadkiem grafomania ale nawet jeśli to bardzo zabawna (bo pan lafferty ma a raczej miał niezłe poczucie humoru) i podobała mi się. a motyw powracających skojarzył mi się z amerykańskimi bogami bo te duchowe pasożyty w swoim czasie mieszkały na olimpie i uważały się za bogów.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

borys akunin - walet pikowy

uwielbiam akunina. jego książki są zabawne i inteligentne a na dodatek jeszcze trzymają w napięciu. w tej niezbyt grubej książeczce fandorin ściga sprytnego oszusta i mistrza kamuflażu - momusa, który po obłowieniu się na prowincji zawitał do stolicy. zadarł z samym gubernatorem moskwy sprzedając jego pałac jakiemuś anglikowi, fandorin ma więc poświęcić cały swój czas na schwytanie bezczela. nie będę tu rozpisywać się o fabule, w końcu to kryminał, dodam jedynie, że jest kilka zabawnych intryg i podstępów, przebieranki zarówno ścigającego jak i ściganego (cyganie, niemieccy książęta, indyjscy dostojnicy oraz stare babcie).
w połowie książki zorientowałam się że już to czytałam, nie przeszkodziło mi to jednak
w niczym. jak trochę zapomnę to znów będę mogła przeczytać :)

piątek, 18 czerwca 2010

agata christie - tajemnica rezydencji chimneys

czegoś takiego potrzebowałam. książki pani agaty dzielą się na poważniejsze oraz zabawne. ta należy do zabawnych. międzynarodowa afera dyplomatyczna - herzoslovakia (państewko na bałkanach) ma złoża ropy ale nie ma króla. następca tronu prowadzi ciche negocjacje z brytyjskim rządem oraz przedsiębiorstwami naftowymi, niestety zostaje zamordowany właśnie w tytułowej rezydencji chimneys. nie jest to jedyna tajemnica tego historycznego domu. pojawiają się również kompromitujące rękopisy zmarłego hrabiego stylpitcha (kosmopolityczny herzoslovak), tajemnicze listy, będące pretekstem do szantażu, zaginiony kooh-i-noor i międzynarodowy złodziej klejnotów (wszystko oczywiście zgrabnie się łączy w całość). intryga, jak to często u christie bywa, jest pretekstem do opisania różnych typów ludzkich i w tej akurat książce robi to bosko. głównym bohaterem jest wiecznie pakujący się w kłopoty, awanturnik bez stałego zajęcia anthony cade. w chimneys bawią również victoria - luzacka wdowa-arystokratka, george lomax - szycha z ministerstwa spraw zagranicznych, opanowany i przneikliwy inspektor battle ze scotland yardu oraz właściciel rezydencji lord caterham (chyba najzabawniejszy bohater) znudzony i zmęczony najazdem cudzoziemców i dyplomatów, uroczo złośliwy i roztargniony jednocześnie.
nie będę pisać tu o akcji bo to kryminał i nie chcę spoilerować, ale nie wszyscy są tymi za których się podają i trzeba uważać na to co się mówi, a rewolucja bałkańska wisi na włosku.
no i ulubiony cytat:
" — Proszę wejść — powiedziała. — Zdaje się, że będę miała pracę dla pana.
Zaprowadziła go do jadalni, podsunęła mu krzesło, sama usiadła naprzeciw i zaczęła wpatrywać się w niego w wielkim skupieniu.
— Przepraszam — zaczęła — pan jest… to znaczy…
— Po Etonie i Oxfordzie — odparł młody mężczyzna. — O to chciała mnie pani zapytać, prawda?
— Coś w tym rodzaju — przyznała Virginia.
— Źle ląduję w życiu głównie dlatego, że nie potrafię się zmusić do podjęcia żadnej regularnej pracy. Ale mam nadzieję, że pani mi takiej nie oferuje.
(...)
— Widzi pan — rzekła. — Znalazłam się niejako w tarapatach, a większość moich przyjaciół zalicza się, że tak powiem… do wyższych sfer. Oni zawsze mają coś do stracenia.
— Ja nie mam. Niech pani mówi dalej. Co za kłopoty?
— W pokoju obok jest trup — powiedziała Virginia. — Został zamordowany, a ja nie wiem, co z tym fantem zrobić."

czwartek, 10 czerwca 2010

jd salinger - buszujący w zbożu

tyle się nasłuchałam i naczytałam o tej książce. że kultowa, że otwiera oczy i kontrowersyjna. niestety muszę przyznać że bardzo się zawiodłam. niby jest bunt przeciwko obłudnemu społeczeństwu i burżuazyjnemu stylowi życia, ale główny bohater, ten wielki buntownik, jest rozpieszczonym gówniarzem z bogatej rodziny, który rzuca kolejne szkoły bo mu się nie podobają i narzeka narzeka narzeka. nic konstruktywnego tylko upierdliwe jęczenie jaki ten świat jest beznadziejny. to już wiem sama :P. może jakbym przeczytała tą książkę hmm pod koniec podstawówki to bardziej by do mnie trafiła. rzeczy które sprawiały że książka byłą kontrowersyjna w latach 50 czyli luźny stosunek do seksualności, odrzucanie wartości rodzinnych (nie powiem że moralnych bo bohater jest bardzo moralny - nienawidzi społecznej sztuczności) oraz przekleństwa, które to rzeczy sprawiły że książka stała się głośna, dziś już spowszedniały. a jeśli chodzi o język to strasznie mnie męczył z powodu strasznej arogancji holdena i jego okropnego poczucia wyższości. aż ma się ochotę rąbnąć gówniarza w mordę :P. szczególnie że jego problemy są strasznie płaskie: że laski są głupie i dają się obmacywać, że kolesie myślą tylko o tym żeby zaliczyć laskę i się tym chwalić, że pseudointelektualiści nie znają się na sztuce, że mu alkoholu nie chcą sprzedać bo za młody... ehh same bzdury. jedyną pozytywną rzeczą w książce jest siostra holdena - phoebe. jest słodka inteligentna i dużo bardziej życiowa od swojego zbuntowanego brata. ma tylko 10 lat i właściwe podejście do życia - ma wszystko gdzieś i robi co chce :).
ale się uniosłam i rozpisałam. ale to dlatego że ludzie się podniecają tą książką a wg mnie naprawdę nie ma czym. o wiele lepsze jest wyżej podnieście strop cieśle. seymour: wstęp o czym już pisałam.

anais nin - szpieg w domu miłości

sabina główna bohaterka ma bardzo poważny problem z osobowością. rozszczepia jej się ona i z każdym nowo poznanym facetem powstaje nowa sabina. należy zaznaczyć że sabina ma męża którego bardzo kocha (tzn jedna jej część go kocha) ale jednocześnie boi się stabilizacji która przypomina jej o śmierci. stara się więc żyć pełnią życia a oznacza to dla niej całe stado facetów (wg mnie to trochę ograniczone spojrzenie na życie, faceci to nie wszystko ale co kto lubi). każdego z niech kocha jakąś częścią swojej osobowości, dla jednego jest namiętną kochanką, dla innego opiekuńczą matką albo po prostu towarzyszką zabaw (głównie erotycznych). nie rozwiązuje to jednak jej problemów a tylko je powiększa. jest szpiegiem w domu miłości, musi uważać na każde słowo, zawsze mieć usprawiedliwienie dla swojej obecności w danym miejscu. do tego dochodzi poczucie winy i zagubienie we wszystkich granych rolach, mimo ze sabina bardzo chce być aktorką i uważa że jest nią w życiu, dla każdego swojego mężczyzny będąc kimś innym.
może w 54 roku stada kochanków były dla niektórych bulwersujące, mnie to jednak specjalnie nie rusza. sabina jest bardziej upierdliwa - chce być wolna nie potrafi jednak uwolnić się od swoich wyrzutów sumienia i strasznie skupia się na sobie. za dużo psychoanalizy. chociaż samą panią nin bardzo lubię, jej dzienniki są super, to szpieg pewnie pójdzie na podaj.

wtorek, 8 czerwca 2010

hp lovecraft, august derleht - czyhający w progu

lovecraft, wiadomo: mroczność bluźnierczość przedwieczna ohyda i macki :P.
książka zaczyna się dość dziwnie tzn jest opis posiadłości (starej i nawiedzonej), leżącej w mrocznych lasach massachusetts w pobliżu złowrogiego arkcham znanego już i z innych przerażających opowiadań, ale opis wygląda tak jakby powciskano w niego na siłę ulubione lovecraftowe mroczne przymiotniki. później stylistyka się nieco poprawia albo ja się przyzwyczaiłam, a historia jest dość standardowa. ambrose dewart przybywa do odziedziczonej posiadłości i bierze się za odnawianie jej. w bibliotece znajduje tajemnicze i demoniczne manuskrypty oraz dziwne zalecenia pozostawione przez przodka dotyczące zachowania zmurszałej wieży w lesie, nieniepokojenia żab i lelków oraz niewpuszczania czyhającego w progu i nie wołania wśród kamieni. oczywiście bohater zagłębia się w dokumenty powoli odkrywając demoniczną rodzinną tajemnicę, która i na niego ma złowrogi wpływ. jeździ po okolicy wypytując kazirodczo zmutańciałych wieśniaków mamroczących w dziwnym języku i mieszkających w przedwiecznych spleśniałych domach (sprzed 200 lat, ach to amerykańskie poczucie historii). ostatecznie oczywiście coś go opętuje i woła wśród wzgórz i kamieni wpuszczając międzywymiarowego gościa, którym okazuje się pozaczasowa obślizgła ośmiornica z kumplami (myślę że dla znających choć trochę lovecrafta nie jest to specjalną niespodzianką). jakoś nie mogę tego brać poważnie, bo ilekroć pojawiają się potwory z innych wymiarów to widzę pratchettowych magów walących je po mackach i innych wystających częściach ciała :P.
bluźnierczo się ubawiłam :D

poniedziałek, 7 czerwca 2010

italo calvino - rycerz nieistniejący

to chyba pierwsza część cyklu z którego czytałam barona drzewołaza. jest jeszcze wicehrabia przepołowiony - w planach.
zabawna krótka powieść mieszająca nieogarniętego karola wielkiego i frankońskich (właściwy przymiotnik?) palatynów z rycerzami zakonu świętego graala (w permanentnej medytacji - rycerze nie graal). tytułowy rycerz nie istnieje naprawdę, tzn nie ma ciała, mieszka w białej zbroi i jest najwaleczniejszym a przede wszystkim najskrupulatniejszym członkiem armii karola wielkiego. pojawiają się również inni bohaterowie: rambald pragnący pomścić śmierć ojca z ręki maurów i zostać słynnym rycerzem a przy okazji zdobyć miłość pięknej kobiety - rycerza bradamanty, która niestety zakochana byłą beznadziejnie w rycerzu nieistniejącym. bohaterowie podróżują gdzie ich poprowadzą ich questy, przeżywają zdawkowo opisane przygody (uwolnienie szkockiej księżniczki z rąk maurów, noc z podstępną i lubieżną wdową czy ochrona wieśniaków przed złymi ludźmi) a wszystko to opowiadane jest przez mniszkę, która "prócz obrzędów religijnych, nabożeństw, nowenn, robót polnych, młocki, winobrania, chłosty wymierzanej poddanym, kazirodztw, pożarów, wieszania, najazdów obcych wojsk, grabieży, gwałtów czy zarazy" nic w życiu nie widziała.
bardzo to wszystko zabawne, ironiczne i idealnie trafiające w mój gust. kojarzy mi się trochę z książkami umberto eco i to nie z powieściami a takimi krótkimi opowiadankami (zapiski na pudełku od zapałek) bo podobny mają absurdalny klimat. a moim ulubionym bohaterem jest wioskowy głupek gurdulu który nie bardzo wie kim jest i np jak widzi motyla to myśli że jest motylem a jak ze zupę to próbuje robić to na odwrót tzn karmić zupę gurdulem.

środa, 2 czerwca 2010

od stevensona do hammetta - opowiadania kryminalne

nastawiłam się na retro kryminały od czegoś w stylu pani aghaty do czarnego kryminału lat 40 i w zasadzie właśnie to dostałam. nie wiem jednak czy jestem jakoś mało inteligentna ale większość z opowiadań nie miała dla mnie sensu. może miałam jakieś zaćmienie albo nie chciało mi się myśleć i większość historii wydała mi się na siłę komplikowana uszczegóławiana i dosyć nierealna (np. ta o lustrzanym bracie bliźniaku z sercem po prawej stronie :o) albo psychologicznie pokręcona. wiem że mordercy czasem nie są normalni no i kiedyś ludzie trochę inaczej działali. ostatnie opowiadanie jest szczególnie absurdalne i niby wyjaśnienie ma sens ale dlaczego ci ludzie tak się zachowali to zupełnie nie wiem. zawiodłam się też na opowiadaniu conan doyla który okazał się synem słynniejszego ojca i chyba nie potrafił pisać za bardzo. zapewne powinnam była podejść do tej książki jak do parodii i wtedy miałabym niezły ubaw szczególnie z kawałka o tajnym przestępczym stowarzyszeniu. może po prostu moje poczucie humoru zasnęło. hmm.